W dn. 27.11.2010 - 4.12.2010 reprezentacja nauczycieli i uczniów naszej szkoły gościła w szkole w Stambule. Nasze gimnazjum reprezentowali: p. dyr. Janusz Ferenc, p. Anna Trzepizur, p. Elżbieta Karczmarek, Natalia Lipińska, Joanna Kret, Magda Łyko i Mateusz Grad. Oto relacja Asi Kret:

Dzień 1
Działo się to w mroczny, sobotni poranek. Mróz zniechęcał zwykłych śmiertelników do wychodzenia z domów. Jednak znalazło się siedmioro wspaniałych. 7 postaci jasnych, światłych, mądrych i przebiegłych. Sprytnych niczym elfy, silnych jak krasnoludy, urodą dorównujących krasnoludzkim kobietom oraz mądrych niczym czarodzieje. Siedmioro wspaniałych wyruszyło na trudną i niebezpieczną misję. Pod ich pieczą znajdowały się przedmioty ważniejsze i potężniejsze od Pierścienia. Były to plakaty. Bagaż ich nie był wielki, wszak misja była wyjątkowa. Nie mogli rzucać się w oczy - dla dobra misji. Pożegnawszy się z rodzinami - wyruszyli. Mieli świadomość, że mogą nie wrócić. Wsiedli na swe rumaki, potocznie zwane "miejscem w busie" i ruszyli przed siebie, w nieznane. Jechali na wymianę uczniowską programu Comenius 2010-2012 (Projektu pt. "Art keeps us together in peace"). Dotarli na miejsce przeładunku. Musieli zamienić swe rumaki, by ujarzmić stalowego ptaka (zwanego samolotem). Nie wzbudzili niczyich podejrzeń. Byli bezpieczni/ Wznieśli się w powietrze. Lecieli. W sercach każdego z nich na pewno pojawił się sie lęk, lecz nie ulękli się. Pokonali go. Pierwszy wróg został pokonany. Znów byli na ziemi. Po przekupieniu (wykupieniu wiz) u groźnego strażniczka (zwanego służbą celną), po krótkim i bezkrwawym boju o swe bagaże wyruszyli dalej. Moc była z nimi. Znów wsiedli na rumaki, jednak te były inne. Obce. Trakt był bardzo licznie uczęszczany, przez co musieli jechać wolno i ostrożnie (czytaj: stali w korku przez prawie półtorej godziny). Jednak humor ich nie opuszczał. Wszak moc była z nimi. I powierzone im plakaty również. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Po krótkiej dalszej drodze dotarli do miejsca, gdzie musieli się rozdzielić. Jednak nie lękali się tego. Proces wtopienia się w tłum nie był dla nich czymś nowym i przerażającym. Każde z nich udało się pod inne, opiekuńcze skrzydła. Po kolejnej, krótszej bądź dłuższej, podróży trafili do domów, gdzie mieli spędzić najbliższy tydzień. Byli zmęczeni, ale bezpieczni. I szczęśliwi. "
Dzień 2
Młodszą i mniej doświadczoną część ekipy następnego dnia obudziło to, co zawsze dokucza Wielkim Ludziom. Ból głowy. I był on związany wyłącznie ze zmianą strefy czasowej. Tak, tylko z tym. Czworo młodych hobbi... tfu, podróżników, miało świadomość, że czeka ich jedno z trudniejszych zadani tej wyprawy - zdobycie przychylności tubylców. Większość rozpoczęła te działania od wspólnego śniadania. Następnie, po krótkiej dyskusji w obcym, dla obu stron, języku, została podjęta decyzja o wspólnej wyprawie całej młodej części ekipy z ich towarzyszami na targowisko. Dzięki użyciu nowoczesnych technologii, czyli gołębi pocztowych (czyt.: kilka smsów i po sprawie), udało się skrzyknąć błyskawicznie całą ekipę na spotkanie w jednym z większych rynków (czyli - centrum handlowym). Nasi bohaterowie (Magda, Natalia, Asia i Mateusz) doskonale wiedzieli, że ich wyprawa to nie tylko miłe i spokojne spotkania na terenie uczelni. Mieli świadomość, że ich zadaniem jest głównie działanie po godzinach, w niekoniecznie przyjaznych miejscach i okolicznościach. Jednak nie lękali się. Wspólnie zwiedzili kilka straganów z wielce interesującym towarem, wymienili ich pieniądze na walutę występującą w miejscu, w którym przyszły im spędzić najbliższy tydzień oraz zjedli wspólny posiłek. Następnie udali się w ciemne zaułki... Pomimo słońca znajdującego się wysoko na niebie, po plecach nie raz przeszły ich ciarki. Jednak nie bali się. Obejrzeli wiele towarów, które były oryginalne, jednak nie nabyli nic. Zmęczeni, jednak zadowoleni z powodzenia swojej misji i zdobytej odrobiny zaufania. Wieczorem miało odbyć się jeszcze jedno spotkanie towarzyskie w tawernie (czy: kawiarni), jednak nie pozwoliły na nie problemy komunikacyjne. Spotkało się tylko dwoje z nich, rozmawiając i oglądając mecz mili spędzi czas, nie mając kontaktu z pozostałą częścią drużyny... Jednak nie lękali się o nich. Wiedzieli, że sobie poradzą. Dorosła część drużyny spędziła czas na swoich, tajemnych działaniach.

Dzień 3.
Rozpoczął się on lepiej od dnia poprzedniego. Już przed wyjazdem wszyscy mieli zapowiedziane, iż spotkają się na uczelni. Nasi bohaterowie wraz ze swoimi towarzyszami, u których mieszkali, zjedli śniadanie i wyruszyli w drogę na spotkanie przeznaczenia. Różnymi drogami, różnymi środkami i o różnej porze, jednak wszyscy dotarli na umówione miejsce. Tam spędzili godzinę rozmawiając w swoim towarzystwie oraz w towarzystwie Mistrzów w swym fachu z innych krajów. Jednak pierwszego dnia nie byli oni zainteresowani nawiązaniem nowych znajomości. Wszyscy skupieni byli na swoich drużynach. Gdy byli już wszyscy razem udali się na spotkanie ze swymi opiekunami oraz z szefem całej groźnej i niebezpiecznej misji - Taylanem. Poinformował on ich o szczegółach wyprawy i umożliwił wszystkim zapoznanie się z planem działania. Następnie odbyć miała się próba, przed pokazem umiejętności i sztuk, niekoniecznie walki, który miał odbyć się następnego dnia. Nasza ekipa po kolejnym udowodnieniu sobie, iż są mistrzami w swojej dziedzinie udali się na wykłady (lekcja biologii po angielsku). Następnie wszyscy poszli na obiad, po którego skonsumowaniu młodsza część drużyny wybrała się na krótki spacer wokół terenu uczelni, po czym wszyscy, wraz z dorosłymi udali się na pokaz sztuki artystycznego wytwarzania barwnych materiałów. Proces ten, który nie należał do najbardziej skomplikowanych, acz efektownych, zachwycił wszystkich. Po tym uroczym "przedstawieniu" młodzież udała się wraz ze swoimi opiekunami na lekcje (w wypadku dwójki z nich była to lekcja języka tureckiego^^). Po zakończonych zajęcia na uczelni młodsza część ekipy udała się ponownie na targowisko, jednak tym razem na inne. Spędzili tam miło czas w towarzystwie ludzi z innych krain. Nasi bohaterowie najwięcej przebywali z drużyną z odległej krainy zwanej Węgrami. Owocny dzień wszyscy nasi młodzi bohaterowie zakończyli w domach swych opiekunów. Misja miała się jak najlepiej. Nic nie wróżyło problemów.
Dzień 4.
Następny dzionek, zwany wtorkiem, rozpoczął się dla uczestników wyprawy tak samo, jak poprzednie. Krótkie rozmowy z towarzyszami, śniadanie oraz trudna i niebezpieczna droga przez okoliczne trakty. Gdy na uczelnie czekali godzinę na innych uczestników wyprawy z innych krajów, zapoznawali się z zagranicznymi gośćmi. Szczególnie dużo czasu spędzali oni z Węgierkami, jednako poznali również Włochów i Hiszpanów. Tego dnia miał odbyć się pokaz umiejętności i sztuk charakterystycznych dla danego kraju. Przedstawienie było niesamowite i na długo wryło się w pamięć obserwatorów i uczestników. Po krótkim spacerze po terenie szkoły oraz wyprawie do jadłodajni (czyt.: pyszny obiad:D) cała międzynarodowa drużyna udała się na pokaz sztuk orientalnych. Nasi bohaterowie byli świadkami powstawania przepięknych rysunków, tworzonych w tajemniczo przyrządzonym roztworzem, a następnie kopiowanych na papier za pomocą przyłożenia go do tafli tejże cieczy. Tworzyli oni również jeden wielki, zbiorowy projekt. Będąc wciąż pod wrażeniem zdolnych tureckich rąk udali się, by zrealizować jeden z elementów tej niezwykłej misji. Zapoznanie się z terenem działania. By najlepiej wykonać to zadanie udali się na wzgórze Camlica, miejsce, skąd roztaczała się przepiękna panorama Stambułu. Zaczynali nabierać orientacji w tym wyjątkowo zagmatwanym i skomplikowanym mieście. Byli pewni, że ich misja zakończy się sukcesem. Gdy wrócili na teren uczelnie dowiedzieli się, iż Włosi postanowili przygotować dla wszystkich poczęstunek. Czy przypadkiem nie jest po podstęp? Zatrute jedzenie? Oczywiście, nikt nie zadawał sobie takich pytań, ponieważ doskonale wiedzieli, iż zaufanie i współpraca międzynarodowa jest w tej misji najważniejsza. Po pysznym posiłku, złożonego z równie pysznych dań odbyło się wręczenie certyfikatów uczestnictwa w misji, jak również drobnych upominków. W tak miłej atmosferze biesiadnej wszyscy uczestnicy wyprawy powoli rozchodzili się do swoich domów. Dzień był długi i męczący, jednak niezapomniany. Misja w 50 % zrealizowana.
Dzień 5.
Każdy dzień rozpoczynał się tak samo. Monotonia skradała się powoli i była w stanie zaatakować w każdym momencie. Jednak to nie uśpiło czujności naszych Wybrańców Losu. Wiedzieli, iż ten dzień miał być inny niż inne. Udawali się na dokładnie poznanie miasta. Rozpoczęli od zwiedzania Hagi Sophi, w naszym rodzimym języku zwany Kościołem Mądrości Bożej. Wszyscy członkowie międzynarodowej wyprawy byli pod wrażeniem pięknych wnętrz oraz uroku tej świątyni, pierwotnie kościoła katolickiego, później przemianowanego na meczet. Ledwie zdążyli zachwycić się w pełni tymi niesamowitymi widokami, a już musieli udać się do następnego punktu operacji. Misja to misja. Nie ma przebacz. Za dosyć pospolitą fasadą budynku znajdowała się Bazylika Cystern, Wchodząc do podziemi Bazyliki cieknąca woda idealnie wkomponowuje się w rytm brzmiącej muzyki klasycznej, co zachwyciło wszystkich członków wyprawy, łącznie z tymi dorosłymi. Należało tylko uważać, by nie przewrócić się na śliskiej, momentami, posadzce. Jednak dla naszych Mistrzów nie było to żadnym problemem. Nie musieli się więc o nic martwić. Wystarczyło wsłuchać się w rytm granej co jakiś czas muzyki i echa towarzyszącego pluskotowi kropel. Dodatkową atrakcją były pływające ryby. Całe otoczenie robiło niesamowite wrażanie. Jednak pobyt w podziemiach, choć bezpiecznych i pozbawionych potworów, nie powinien przedłużać się w nieskończoność, więc konieczne było udanie się na powierzchnię. Stamtąd udali się do kolejne atrakcji terenu. Nie były one od siebie oddalone, przez co nasi bohaterowie nie stwarzali zagrożenia dla tubylców i vice versa. Ostatnią z atrakcji tego dnia miało być zapoznanie się z pięknem Błękitnego Meczetu. Niewiasty musiały włożyć chusty na swe głowy. Jednocześnie wszyscy odwiedzający to miejsce zmuszeni byli do zdjęcia butów. Po krótkich chwilach zachwytu oraz kontemplacji wnętrza wszyscy członkowie drużyny udali się na zbiorowy obiad w typowej tureckiej gospodzie (czyt.: knajpce). Gdy wszyscy ludzie byli usatysfakcjonowani i najedzeni, międzynarodowa grupa zwiadowcza udała się w krótką podróż, by obejrzeć pokaz muzyki i śpiewu rdzennych Turków. By wykonać to zadanie udać musieli się do muzeum wojskowego, gdzież to właśnie odbywał się ten pokaz. Główną rolę w tym przedstawieniu grały bębny i inne zbliżone do nich instrumenty oraz barwne stroje i mocne głosy Turków – samych mężczyzn. Po tak wyczerpującym dniu niestrudzeni bohaterowie udali się na zasłużony wypoczynek. Wszak jeszcze nie zrealizowali misji w pełni.

Dzień 6.
Po niczym nieróżniącym się poranku nastąpił intrygujący zwrot akcji. Rozłam! Grupa włoska oraz hiszpańska wysunęła żądanie separacji od grupy polskiej i węgierskiej! Bunt? Swoistego rodzaju. Jednak członkowie naszej drużyny oraz z zaprzyjaźnionego węgierskiego narodu nie przejmowali się. Wszak nie nasza to była wina. To nie my cierpimy na brak ambicji. W związku z tym zjednoczona grupa polsko-węgierska udała się do Muzeum Miniatur. Dzieła tam wystawiane były tak małe i jednocześnie tak precyzyjne, że wydawały się nie być dziełem rąk ludzkich. Być może tkwiła w nich odrobina magii... Po godzinie podziwiania cała grupa udała się na wspólny rejs po cieśninie Bosfor. Po mimo dramatycznych chybotów niczyje serca nie poczuły lęku. Wszak była to grupa nieustraszonych. Gdy znów stanęli na suchym lądzie udali się do muzeum, w którym to jednak doszło do próby oszukania ich, w związku z czym zrezygnowali z pobytu w nim.
Dzień 7
Wyprawa zbliżała się ku końcowi. Ostatni wspólny dzień członkowie międzynarodowej grupy zwiadowczej spędzili spacerując po Stambule. Po mimo upału dzielnie kierowali się ku Pałacowi Topkapi (z tur. Topkapi Sarayi). Podziwiano piękną roślinność oraz cuda architektoniczne i zdobnicze pałacu. Natomiast szef dorosłej ekipy, zwany Ojcem Dyrektorem, udał się do Haremu w towarzystwie jednej z Opiekunek, pani Kaczmarek. Młodzi bohaterowie nie byli zainteresowani TAKIMI rzeczami. Zabytki Haremu wcale nie są ciekawe. Chyba... Następnie z Pałacu cała grupa udała się na obiad, który jednak każda narodowość zjadła w swoim towarzystwie. Po krótkiej przerwie cała zjednoczona grupa zdobywców udała się na wyprawę łupieżcą – zakupy na wielkim Grand Bazar. Nie obyło się bez drobnych konfliktów, jednak krótkie targowanie się o cenę rozwiązywało wszelkie problemy, Wspaniali zdobywcy wraz ze swoimi łupami powrócili do domu pokonując dystans drogą morską oraz lądową. Mieli świadomość, iż czas ich misja zbliża się ku końcowi. Zabrali się do pakowania ładunków. Dzień i cała misja nieubłagalnie zbliżała się ku końcowi.
Dzień 8.
Ostatni dzień misji. Pora podsumowań. 7 wspaniałych bez cienia samochwalstwa mogło powiedzieć, iż wykonali misję w 100%. Nawiązali nowe, międzynarodowe znajomości. Zaprezentowali umiejętności związane z ich krajem. Godne reprezentowali swój naród. Oraz dostarczyli plakaty w dobre, opiekuńcze ręce. Misję wypełnili równie dobrze jak Frodo. Tyle tylko, że plakaty były ważniejsze niźli Pierścień. Wszak moc była tylko w Pierścieniu, a w drużynie naszych 7 wspaniałych moc była w nich. Po wylewnych i łzawych pożegnaniach nastąpiła podróż na lotnisko, skąd to nasza ekipa samolotem wyruszyła do swego rodzimego kraju. Wracali niczym zwycięzcy. Był to prawie, że Powrót Króla. Tylko Królów było siedmioro.
Czytaj więcej o: Wizyta w Stambule